Radość przez łzy
Treść
Już od środy szpitalne sale były wyjątkowo puste. Kto mógł, wyszedł na święta do domu; pozostali tylko obłożnie chorzy.
Z oczywistych względów w Wigilię, jak w każdy inny dzień, pacjentom podano trzy posiłki. Ale panie ze szpitalnej kuchni zadbały, aby potrawy miały świąteczny charakter: na obiad był więc barszcz czerwony z uszkami, na kolację - ryba po grecku.
Czy trudniej jest świętować, cierpiąc? - zapytaliśmy po świątecznej mszy odprawionej w szpitalnej kaplicy ks. Stanisława Latosińskiego. Z jego obserwacji wynika, że większą przemianę podczas świąt przechodzą ludzie zdrowi, np. szpitalny personel - staje się troskliwszy, milszy. Ale nie oznacza to, że chorzy nie przeżywają Bożego Narodzenia. Wręcz przeciwnie - ale ich zmienia już wcześniej doznawane cierpienie. - Choroba zmusza do refleksji nad sobą - konkluduje ksiądz.
W piątek na oddział chirurgiczny trafił pan Władysław. Z jego ust nie schodził uśmiech, gdy wychwalał święta w Domu Kombatanta, w którym mieszka od dwóch miesięcy. - Pyszne jedzenie, wspólne kolędowanie; wszystko na medal. Nie mam powodu do narzekań - mówi. - Tylko że starych drzew się nie przesadza... To pierwsze poza domem Boże Narodzenie pana Władysława.
W wieczerzy wigilijnej kombatantów uczestniczył także ksiądz Latosiński. Wywarła ona na nim duże wrażenie. - Uśmiech mieszał się z łzami - wspomina kapelan.
"Jak najszybszego wyjścia z bezdomności" - tego życzyli sobie w Wigilię mieszkańcy Schroniska Towarzystwa Pomocy św. Alberta. Dla 10 spośród 30 mieszkających tam osób były to kolejne święta w miechowskim przytulisku. Pan Józef usiadł do wigilijnego stołu w schronisku po raz czwarty. Siedem lat temu musiał opuścić mieszkanie w jednym z małopolskich domów opieki społecznej, gdzie pracował. Wkrótce - nie mogąc znaleźć w pobliżu żadnego lokum - musiał także porzucić pracę. Po kilkuletniej tułaczce trafił do Miechowa. To schronisko bardzo mu się podoba - jest w nim czysto, spokojnie, cicho. Najgorsze były pierwsze święta spędzone poza domem. Teraz już się przyzwyczaił, choć nie oznacza to wcale, że pogodził z bezdomnością. Schronisko traktuje jako miejsce tymnczasowe. Czy - odkąd jest bezdomny - zmienił sposób przeżywania świąt? - I mając dom, i bez domu - zawsze tak samo wierzę w Boga - odpowiada.
Pacjenci Domu Opieki Terminalnej nie mogli w wigilijny wieczór wstać z łóżek, by podzielić się z bliskimi opłatkiem, nie mogli też włączyć się w kolędowanie swoich opiekunek - sióstr albertynek. Mimo to przełożona hospicjum s. Emanuela Karnafel nie wątpi, że radość Bożego Narodzenia udzieliła się wszystkim. W wigilijny wieczór uśmiechy pojawiały się także na twarzach tych, którzy - wydawałoby się - nie mają żadnego kontaktu ze światem.
(Dziennik Polski)
Autor: M i R o
Tagi: Radość przez łzy