Pole do popisu
Treść
Artyści uczestniczący w IV Międzynarodowym Plenerze Malarskim bynajmniej nie próżnują, a spod ich pędzla wychodzą coraz to nowe obrazy. Niektóre mogą być już zaprezentowane, inne nie. Jedną z zagadek pozostaje wciąż obraz Kazimierza Madeja, pozostający na sztaludze w jego pokoju. - To ma być niespodzianka - zdradza artysta.
Kazimierz Madej wraz ze swoją żoną Ewą Kutermak-Madej już po raz czwarty bierze udział w plenerze. Jak mówi, trudno szukać motywów ciągle w samym mieście, dlatego w tym roku postanowił przyjąć inną strategię i poszukać pierwowzoru... historycznego Jaksy. - Z monet jednoznacznie wynika, że Jaksa miał brodę. Dyskusja na temat pierwowzoru wywiązała się już w ubiegłym roku. Wówczas za model posłużył mi jeden z uczestników pleneru z lekko przymrużonym okiem. Skojarzenie było jednoznaczne - Jaksa pewnie wiele jeździł (pewnie też do Jerozolimy, o czym świadczy gałązka na monetach), więc musiał być sprytny i przebiegły. To przymrużone oko pasowało mi do niego - mówi Kazimierz Madej.
W tym roku za pierwowzór Jaksy posłużył... prof. Andrzej Guttfeld. - Wydał mi się bardzo rycerski i, jak sądzę, ma duszę i postawę wojownika - śmieje się artysta.
Obrana strategia powoduje, że pan Kazimierz musi więcej korzystać z opracowań historycznych oraz szkiców i to jest głównym źródłem jego pracy. Jego żona natomiast, która przez poprzednie trzy lata była komisarzem wystawy, koncentruje się bardziej na nastrojach związanych z tajemnicą Bazyliki Grobu Bożego. - Bazylika jest dla mnie pretekstem do pokazania mistyki, bo tak naprawdę nie wiemy, co się tam dzieje; jakie tajemnice kryje ona w sobie - mówi Ewa Kutermak-Madej. - Oprócz tego interesuje mnie też miejsce i jego nastrój, gdzie zwykle spotykamy się z innymi uczestnikami pleneru przy ognisku.
Jak wspomina, w latach poprzednich z racji funkcji komisarza mogła na bieżąco oglądać prace innych artystów. W tym roku jest to ograniczone.
Prof. Stanisław Batruch również wyszedł poza miasto. - Mówiąc szczerze, z architektonicznego punktu widzenia nie ma w Miechowie dużych atrakcji, poza, oczywiście Bazyliką. Dlatego lepiej poszukać inspiracji w okolicznych miejscowościach - mówi. Spod jego pędzla w ciągu półtora tygodnia wyszło już prawie 10 obrazów. Przedstawiają różne inspiracje: uskok kamienisty, formy drzewa w Racławicach, pola jesienne, ale też ogrody przy bazylice. - Interesują mnie zjawiska. Najogólniej można powiedzieć, że poszukuję kontrastu między formą i kolorem - mówi profesor, który w plenerze bierze udział po raz pierwszy, ale wrażenia - jak twierdzi - ma bardzo pozytywne.
Prof. Stanisław Wójcikowski przyjechał do Miechowa już po raz drugi, ale za to z Francji, spod Paryża, gdzie wykłada w szkole pomaturalnej na wydziale grafiki użytkowej. - Mam tam wielu zdolnych młodych ludzi, o niektórych mogę nawet powiedzieć, że są fenomenami. Chcę im trochę przekazać z polskiej szkoły grafiki - mówi.
Jak sam twierdzi, podczas pleneru, jest traktowany trochę jak odmieniec. Dlaczego? - We Francji barwa światła jest bardziej błękitnawa, podczas gdy w Polsce - biała. I to widać na obrazach. Myślę, że w Polsce maluje się dlatego trochę trudniej - mówi.
W ubiegłym roku interesowała go przede wszystkim architektura miasta. Dzięki temu powstało około 40 pasteli. Tym razem szuka inspiracji gdzie indziej, na okolicznych polach.
W sobotę wystawa poplenerowa. Okaże się wtedy, jaką niespodziankę przygotował Kazimierz Madej. A może nie będzie to jedyna niespodzianka?
(Dziennik Polski)
Autor: MiRo
Tagi: Pole do popisu