Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Dom, który straszy

Treść

Dom jest wielki i obszerny; godny znacznie większej wsi niż nieduża Górka Kościejowska. Kto zna jego historię, wcale się temu nie dziwi: budynek ten powstał na życzenie jednego z najważniejszych przed laty dostojników powiatowych, który w ten sposób chciał się przysłużyć rodzinnej wsi.

Przeznaczenie istnego gmachu - jak na miarę Górki, rzecz jasna - wyjaśniają wyblakłe i pordzewiałe tablice. Jedna głosi, że to dom ludowy, druga - że remiza Ochotniczej Straży Pożarnej. Tablice są stare i zniszczone; ale temu dziwić się nie można - zwłaszcza gdy spojrzy się na budynek całkiem z bliska i dostrzeże wybite szyby w oknach, zmaltretowane drzwi, liszajowaciejące tynki.

- No, niszczą - przyznaje niechętnie sołtys Górki Henryk Belski. - Ja nie wiem kto, za rękę nie złapałem.. Ale ile już kłódek kupiłem! I co z tego: ja zamykam, a ktoś to zaraz wyrywa. No nieładnie jest patrzeć: ani okien, ani drzwi...

Kiedyś było inaczej, kiedyś ten dom żył. Odbywały się w nim wszystkie wesela, większe przyjęcia rodzinne, weekendowe zabawy - działał Klub Rolnika, w którym ludzie oglądali telewizję i uczyli się pić czarną kawę; potem jeszcze, dopóki na dole istniał sklep, też jakoś było. Odkąd jednak wieś się zaczęła starzeć - dom jął popadać w zaniedbanie.

Jak raz ktoś wybił szybę i nie spotkała go za to kara - naśladowców nie trzeba było na siłę zachęcać. Przed wyborami zeźlił się na takie marnotrawstwo prezes strażaków Leszek Placek (w garażu na dole przechowują oni swoje węże i motopompę; samochodu nie mieli i chyba nigdy mieć nie będą...) ruszył do porządkowania, zaczął szklić okna - ale kiedy doszły do niego plotki, które natychmiast ktoś rozpuścił po wsi, że liczy za to na jakiś zarobek kosztem innych, zostawił to. Teraz jest w pracy w Niemczech; ma przynajmniej spokój.

- Ja już nie wiem, co robić - mówi sołtys. - Dostałem szesnaście krzeseł od wójta, z gminy - ale przecież strach je tam zostawić: przy tych wybitych oknach? Zabrałem do domu, stoją u mnie. Jak jest potrzeba, jak ma być zebranie wiejskie, zawozi się je - a potem biorę z powrotem...

Nie za zimno robić zebrania przy wybitych oknach? - Piec jest. Przywożę z domu węgiel, napalę; da się wytrzymać. Ale niech pan nie myśli, że nasza Górka to wyjątek. Ogólnie wszędzie tak się robi z tymi domami.

Fakt, z domami ludowymi nie jest najlepiej. Potwierdza to wójt gminy Racławice Adam Samborski. - Tak jest często w mniejszych wsiach. Ludziom brakuje organizacji; mają zresztą inne zmartwienia niż domy ludowe: żeby żyć, żeby jutro jakoś było... Nie myślą o pracy społecznej - czy piciu kawy w Klubie Rolnika...

- Dom Ludowy w Górce Kościejowskiej powstał w latach siedemdziesiątych, kiedy był rozkwit tego typu budownictwa - przypomina wójt. - Schyłek lat sześćdziesiątych, początek siedemdziesiątych: to były inne czasy. W takich domach pojawiały się pierwsze telewizory, pierwsze adaptery, zakładano te Kluby Rolnika, ludzie chętnie tam przychodzili. Dziś jest inaczej: rozrywki wszyscy mają w domach, nie potrzebują takich miejsc. A inna sprawa, że wtedy wsie były liczniejsze, że było młodych więcej, że ludzie lubili się bawić, spotykać. Wtedy te domy żyły...

Wtedy żyły, dziś umierają. Albo już umarły - jak ten w Górce Kościejowskiej. Bo trudno przecież spodziewać się jego odrodzenia. Zdewastowany budynek jest w takim stanie, że pewnie i 100 tysięcy złotych byłoby mało, żeby go rzetelnie odnowić - a gdyby nawet wójt wespół z radnymi pokusili się o takie szaleństwo i wydali 1/3 rocznego budżetu inwestycyjnego na remont: komu by służył? Cała dzisiejsza Górka to czterdzieści numerów, niespełna dwustu mieszkańców, w większości starszych wiekiem. Kto chciałby coś w tym domu robić, urządzać, organizować? Czy ktoś w ogóle chciałby być jego gospodarzem - zwłaszcza jeżeli wcześniej, kiedy wszystko było w daleko lepszym stanie, takich ochotników nie uświadczył?

Szkoda tego domu, który powinien przecież lepiej służyć wsi niż taka jak obecnie - trwała ruina... Jednak czas sentymentów i nieliczenia się z kosztami minął bezpowrotnie. Gdyby Dom Ludowy był Górce Kościejowskiej niezbędny, nie dopuściłaby do jego zdewastowania; no, a skoro patrzyła spokojnie, jak niszczeje - to ani chybi nie potrzebuje go...

Może gdzieś, w innych zakątkach, jest inaczej. Tu, w tej wsi, w tej gminie, w tym powiecie czas takich domów minął. I to trzeba po prostu przyjąć.

(Dziennik Polski)

Autor: M i R o

Tagi: Dom który straszy